Lepszy, nie znaczy zwycięski
Od 7 listopada ubiegłego roku „rekordziści” nie mogą zdobyć kompletu punktów na własnym boisku. Do remisu z raciborzanami wracamy w komentarzu trenera Mirosława Szymury.
27-05-2010 15:14
- Zacznę od takiej dygresji – żałuję, że znów nie udało nam się odczarować naszego stadionu. Znów nie zdołaliśmy sięgnąć po trzy punkty u siebie. Nieźle prezentujemy się na wyjazdach, wygrywamy na obcych boiskach, pokazujemy fajny futbol, a u siebie nie potrafimy tego potwierdzić. Straciliśmy po raz kolejny kuriozalne gole. Mimo naszej dobrej gry stało się tak, że cudem uratowaliśmy remis. Cieszyłem się z naszej postawy w poprzednim spotkaniu w Porąbce, ale niestety ten mecz pozostawił po sobie ślad na zdrowiu zawodników. To dlatego dokonałem zmian w wyjściowej jedenastce. W mojej opinii zasada, że nie zmienia się zwycięskiego składu nie zmienia się, nie ma zastosowania kiedy gra się co trzy dni. Do tego jeszcze Grzesiek Bogdan zgłosił niedyspozycję przed spotkaniem. Po chłopakach widoczny był brak świeżości. Częstokroć brakowało pół kroku, jednego tempa w wykonaniu akcji. A i tak według mnie byliśmy lepsi od Unii. Raz jeszcze zawiodła skuteczność. Sam Maciek Jędrzejko mógł przynajmniej dwa razy trafić do siatki w bramce gości. Fajnie, że szuka sobie dogodnych sytuacji i je ma, ale jest zbyt spięty, zbyt nerwowy, aby je wykorzystać. Jak się to robi pokazali jego starsi i bardziej doświadczeni koledzy w końcówce spotkania. Analizując przebieg drugiej części nie można nie wspomnieć o błędach naszego bramkarza. Wprawdzie po stracie takich goli najłatwiej „wieszać psy” na bramkarzu, ale golkiper z takim doświadczeniem jak Rafał Jacak nie może reagować tak źle, jak przy pierwszym golu. Drugiego pozostawiam bez komentarza – kto widział, ten oceni. Szczerze przyznam, że zwątpiłem w możliwość odrobienia start, tym bardziej że przestaliśmy być kolektywem. Zaczęło się zrzucanie winy za poszczególne zagrania jeden na drugiego i niepotrzebna gadanina. Na szczęście chłopcy potrafili sami się skonsolidować i zmobilizować w ostatnim kwadransie. I żadna w tym moja zasługa. Sami podnieśli się „z dołka” i doprowadzili do remisu. Za ten fragment meczu należą się im wielkie brawa. Przycisnęliśmy rywala, który oddał nam sporo pola i zdobyliśmy dwa gole. Jak nie cieszyć się, gdy strzela się gola na 2:2 w 92 minucie. Ale też jak nie być rozczarowanym, kiedy się nie wygrywa będąc lepszym?
TP
Aby móc dodawać komentarze musisz posiadać konto:załóż konto